Menu Zamknij

Odszedł tak zwyczajnie

Xymena: … Jestem dość trudną osobą w relacjach międzyludzkich, mam swoje własne pomysły na życie, których często nie akceptują inne osoby…

Moja droga do Wspólnoty Apostolstwa Rodzinnego nie jest jakąś drogą nadzwyczajną, gdyż zawsze było we mnie pragnienie życia w jakiejś wspólnocie, tylko nie wiedziałam w jakiej. Te, które istniały w mojej parafii nie bardzo mnie pociągały, z różnych powodów. Na moje poszukiwania odpowiedział mi Pan Bóg wówczas, gdy znalazłam się w nietypowej sytuacji, to znaczy kiedy odszedł ode mnie mąż.

Odszedł tak zwyczajnie, po prostu wyjechał, a ponieważ z powodu alkoholizmu męża nie układało się dobrze w małżeństwie, nie starałam się go odszukać. I tak już upłynęło wiele lat od kiedy nie jesteśmy razem, ale rozwodu nie mamy. Mąż zamieszkał u swojej matki, a ja w mieszkaniu służbowym.

Od momentu wyjazdu męża niespodziewanie zaczęłam coraz częściej przychodzić do kościoła, również w dni powszednie. Pewnego dnia koleżanka zaproponowała mi pójście na spotkanie Ruchu Rodzin Nazaretańskich.  I tak się zaczęło: najpierw spowiedź, potem podjęcie kierownictwa duchowego. Właśnie ten kapłan z RRN wskazał mi drogę do wspólnoty, i tak zaczęły się moje wyjazdy na spotkania i rekolekcje. Doświadczyłam tam wiele troski o mój rozwój duchowy i  ludzki, chociaż były również chwile trudne. Po letniej formacji nieraz chciałam odejść, ale teraz z perspektywy lat widzę, że były to nieistotne powody, aby podjąć taką decyzję.

Jestem dość trudną osobą w relacjach międzyludzkich, mam swoje własne pomysły na życie, których często nie akceptują inne osoby, również  we wspólnocie. Mimo to właśnie w tej wspólnocie nie jestem „dziwakiem”, jestem akceptowana taka, jaka jestem. Ważne są dla mnie świadectwa sióstr, które mają podobne problemy, wielkim darem jest modlitwa za siebie nawzajem, zwłaszcza w trudnych momentach. Pamiętam czas, kiedy umierała moja mama, z którą byłam mocno związana; bardzo cierpiała, a ja bezradna, patrząc na jej cierpienie, nie mogłam jej pomóc. Wówczas to siostry pisały do mnie i telefonowały zapewniając o swojej modlitwie.  Przechodząc przez te trudne doświadczenia, coraz bardziej odczuwałam bliskość wspólnoty.

Wielkie znaczenie ma dla mnie to, że mogę opowiedzieć o przeżywanych problemach w swojej rodzinie i środowisku, i nie zostanę wyśmiana lub skrytykowana, lecz wysłuchana. A żyje się coraz trudniej w naszych środowiskach, gdzie brak jest zrozumienia i akceptacji, i wyśmiewana jest religia. Zderzanie się z taką rzeczywistością  byłoby jeszcze trudniejsze, gdyby nie modlitwa i świadomość, że nawet jeśli ja się nie modlę, to na pewno przynajmniej jedna z sióstr ze wspólnoty to czyni.